PL EN DE

„Dla mnie najdziwniejszym słowem jest dżdżownica” – czyli rozmowa z cyklu „Wywiady z naszymi tłumaczami”

Kolejny wywiad, jaki przeprowadziliśmy. Spowiada się Angel, tłumacz języka hiszpańskiego.

 

LANGUAGE LINK: Jak nauczył się Pan języka polskiego? Czy było trudno?
ANGEL: Uczyłem się języka polskiego, gdy mieszkałem w Polsce przez kilka lat. Używałem języka na co dzień, ale oprócz tego kupiłem książki do nauki języka polskiego. Było mi trudno, ponieważ język polski nie ma nic wspólnego z moim językiem ojczystym, hiszpańskim.

 

- Jakie słowo uznaje Pan za najdziwniejsze w języku polskim? Dlaczego?
Dla mnie najdziwniejszym słowem jest „dżdżownica”. Po pierwsze, bo nie jestem tego w stanie wymówić poprawnie, a po drugie dziwi mnie, że słowo to może mieć na początku cztery spółgłoski.

 

- Na ile przydaje się Pana wykształcenie (fizyka) w pracy tłumacza?
Jeżeli chodzi o tłumaczenia techniczne, to bardzo. Tłumaczenia naukowe albo techniczne są czasami podobne w różnych językach, bo jest tam dużo słów pochodzenia greckiego czy łacińskiego.

 

- Czy do pracy tłumacza Pana zdaniem bardziej przydaje się umysł ścisły czy raczej umysł humanisty?
I jeden, i drugi. Umysł humanisty jest potrzebny, bo tłumacz musi mieć kompetencje lingwistyczne, pisać dobrze oraz mieć zdolności wyrażania treści tekstów. Przede wszystkim w tłumaczeniach naukowych albo technicznych też jest ważny umysł ścisły, bo trzeba zrozumieć skomplikowane zjawiska fizyczne, chemiczne albo inne, albo rozumieć, jak działają skomplikowane maszyny lub urządzenia.

 

- Pochodzi Pan z Andaluzji - co Pana przyciągnęło do Polski? Ile dostrzega Pan podobieństw między Polską a Hiszpanią?
Moja żona jest Polką, a to przyciągnęło mnie do Polski. Często tam jeździmy, mamy też znajomych, a nasze dzieci oczywiście mają dziadków. Polska zawsze mi się podobała i chętnie spędzam tam czas. Jeżeli chodzi o podobieństwa między Polską a Hiszpanią, mogę powiedzieć, że i tu w Andaluzji, i tam w Polsce ludzie są dość otwarci na innych i akceptują obcokrajowców.

 

- Czym zajmował się Pan, zanim zaczął pracować jako tłumacz?
Zajmowałem się i dalej się zajmuję nauką. Jestem nauczycielem fizyki i chemii w liceum.

 

- Dlaczego zdecydował się Pan na taki zawód? Co sprawiło, że wybrał Pan taką ścieżkę kariery?
Było to zupełnie przypadkowe. Pierwsze tłumaczenie z polskiego wykonałem dla kolegi, który pracował w firmie spedycyjnej i tam dostali jakiś dokument z Polski. On wiedział, że mówię po polsku i poprosił mnie o tłumaczenie. Było to krótkie pismo, a jako cenę uzgodniliśmy dwa piwa. Ale po tym pomyślałem, że można się tym zajmować zawodowo. Przygotowałem się trochę i okazało się, że jest to zawód, który bardzo mi się podoba.

 

- Od ilu lat jest Pan tłumaczem?
Zacząłem tłumaczyć zawodowo około 10 lat temu.

 

- W jakim języku tłumaczy się Pan przed żoną?
W domu rozmawiamy wyłącznie po polsku między sobą. Teraz z dziećmi też używam hiszpańskiego. Dzieci nasze rozmawiają w obu językach i rozumieją oba języki bez problemu. Bardzo dbamy o to.

 

- Jakie jest Pana hobby? Czy można je łączyć z tłumaczeniami?
Bardzo lubię czytanie, podróże, kino. Jak trzeba coś przetłumaczyć, to potrzeba to przeczytać, prawda jest taka, że nie zawsze jest to coś ciekawego, ale czasami tłumaczę naprawdę interesujące rzeczy. Dowiaduję się o kwestiach, których nie znałem wcześniej. Czasami po tłumaczeniu szukam dodatkowych informacji, jeżeli temat jest dla mnie bardzo ciekawy.

 

- Czy praca tłumacza nie jest na tyle wymagająca, że rodzina często się o Pana „upomina”?
Czasami tak jest. Tym bardziej w moim przypadku, bo ja jeszcze pracuję w szkole, więc czasu na tłumaczenie mam trochę mniej. Zdarzają się takie "fale" pracy, że przez parę dni nie mam w ogóle czasu, ale jak się wyrobię z tłumaczeniem, to staram się poświęcić jak najwięcej czasu rodzinie.

 

- Jakie cechy charakteru powinien mieć „typowy tłumacz”?
Moim zdaniem musi być staranny, metodyczny, musi dobrze zarządzać czasem (bo czasami go brakuje), musi być "ekspertem" we wszystkich dziedzinach i musi być odporny czasami na brak snu.

 

- Pana największe wyzwanie w pracy tłumacza? Pana największe wyzwanie w życiu?
Moim zdaniem samo życie jest wyzwaniem. Każdego dnia trzeba wstać i walczyć z danym problemem. A w następny dzień znowu to samo.

 

- Tłumaczenie, które najbardziej zapadło Panu w pamięci to…
Parę lat temu tłumaczyłem list małej dziewczynki do papieża. Dziewczynka była chora, ale pisała w tym liście, że przeżyła chorobę dzięki Bogu i dzięki wierze. Prosiła papieża, aby ją odwiedził podczas pobytu w Polsce u niej w domu. Wydało mi się to bardzo piękne. Pamiętam to do dzisiaj. Tłumaczenie robiłem za darmo.

 

- Ile czasu trwało najdłuższe tłumaczenie?
Pracowałem prawie dwa miesiące nad pewnym tłumaczeniem. Chodziło o portale internetowe. Tam było kilka tysięcy filmików i trzeba było przetłumaczyć wszystkie tytuły.

 

- Czy są jakieś mity wśród tłumaczy? Może panują jakieś przesądy – coś można lub czego nie można robić podczas lub po tłumaczeniu?
Ludzie chyba myślą, że tłumacz to osoba, która siedzi 24 godziny przy komputerze. Czasami to jest prawda. Nie zawsze praca tłumacza jest taka wymagająca. Można też wyjechać na urlop, plażować lub wyjść na piwo. Podczas tłumaczenia można też zrobić coś w międzyczasie. Ja osobiście lubię słuchać muzyki albo radia. Jeśli mam czas po tłumaczeniu, lubię biegać i tak się odprężam.

 

- Tłumaczenia pisemne może Pan wykonywać tak naprawdę z każdego miejsca i o każdej godzinie. Jak to jest w Pana przypadku? Czy do tłumaczeń przysiada Pan tak, jak do standardowej pracy, czy może przygotowuje je Pan np. w piżamie, w łóżku, na kanapie, w ogrodzie itd.?
Ponieważ rano pracuję w szkole, tłumaczenie wykonuję po południu, a przede wszystkim w nocy. Nie mam stałej godziny, bo to zależy od wielu rzeczy: czy muszę się zająć dziećmi, czy mam pracę ze szkoły, też zależy od ilości zleceń...
Mam swoje studio, gdzie normalnie siedzę i tłumaczę. Jedynym przygotowaniem do tłumaczenia jest dla mnie mocna kawa.

 

- Czy tłumaczył Pan w jakichś nietypowych warunkach? Co to było?
Czasami na urlopie musiałem wykonać jakieś małe tłumaczenia albo dodawać jakieś zdania do już przetłumaczonego tekstu. Nie podróżuję z komputerem, więc musiałem to wykonać za pomocą telefonu. Pamiętam jeden dzień, kiedy była potężna burza i nie było prądu w domu. Tłumaczyłem przy świecach do momentu, w którym bateria laptopa się rozładowała.

 

- Czego (jakich ogólnych umiejętności lub cech) nauczyła Pana praca w zawodzie tłumacza?
Myślę, że teraz piszę znacznie poprawniej gramatycznie i stosuję bogatsze słownictwo. Podczas tłumaczeń muszę często wertować słowniki, przewodniki itd. Tak się dowiedziałem o wielu rzeczach, poprawiłem interpunkcję i też nauczyłem się nowych słów. Oprócz tego, tłumaczenia dały mi możliwość poznania różnych tematów, różnych miejsc (chociaż wirtualnie) i też wielu osób. 

 

- Czy prywatnie zdarzyło się Panu kogoś tłumaczyć? Może był to jakiś przyjaciel lub ktoś bliski? W jakiej sytuacji to się odbyło?
Moje pierwsze tłumaczenie wykonałem dla kolegi, za dwa piwa. Tłumaczyłem też dla mojej teściowej. Ona wzięła dni wolne na mój ślub i potrzebowała jakiś dokument, aby usprawiedliwić nieobecność w pracy w tym czasie, więc przetłumaczyłem dla niej mój akt małżeństwa.

 

- Po tylu latach pracy, ile jest Pan w stanie przetłumaczyć stron w ciągu jednego dnia?
Oczywiście to zależy od tematyki. Jeżeli nie jest zbyt skomplikowana, mam czas i dobrze rozplanowany dzień, to przetłumaczę do około 20 stron (5000 słów). Ale nie codziennie, oczywiście.

 

- Czy znajomość języków obcych uratowała Panu lub Pana bliskim kiedyś życie?

Jakieś 10 lat temu szukałem pilnie pracy. Dzięki temu, że mówiłem po polsku, dostałem pracę w hotelu, gdzie mieli przebywać turyści z Polski. Następnie okazało się, że przejechali Słowacy, ale i tak jakoś się z nimi dogadałem. Dzięki mojej znajomości języka polskiego poznałem moją żonę, więc to uratowało mi życie.

 

- Jaką największą wpadkę językową zrobił Pan kiedyś?
Podczas pobytu w Grecji, jak ktoś mnie spytał, skąd pochodzę chciałem powiedzieć, że z Malagi i używałem nazwy "Malaka". Myślałem, że w starożytności Grecy tak nazywali to miasto Malaga, ale w języku już nowogreckim "malaka" to jest po prostu obelga. Tamtejsi ludzie strasznie się na mnie patrzyli.

 

- Czy zna Pan jakieś opowieści o zabawnych błędach tłumaczeniowych?
Teraz nie pamiętam żadnych zabawnych błędów tłumaczeniowych, ale wystarczy pójść na jakiś bazar chiński i zobaczyć, jak oni tłumaczą nazwy artykułów i instrukcje chińskich produktów. Widocznie, jak chce się sprzedać coś za 1 euro, czyli bardzo tanio, to też nie inwestuje się w dobrego tłumacza, a błędy wychodzą szybko.

 

 

Zobacz również

Zainteresowała Cię nasza oferta?
Skontaktuj się z nami

Biuro Tłumaczeń Language Link 

 

Telefon:

+48 12 341 55 76,

+48 722 101 120,

+48 533 324 624,

+48 504 974 384

 

E-mail: office@language-link.pl

 

 

W sprawie tłumaczeń pisemnych prosimy o kontakt pod adresem:

pisemne@language-link.pl

 

W sprawie tłumaczeń ustnych prosimy o kontakt pod adresem:

ustne@language-link.pl

 

W sprawie wynajmu sprzętu i obsługi konferencji prosimy o kontakt pod adresem:

konferencje@language-link.pl



Adres:

ul. Lea 64, 30-058 Kraków

Nasze biuro otwarte jest od poniedziałku do piątku w godz. 9:00 – 17:00.

 

Numer rachunku bankowego: PL19 1440 1185 0000 0000 1600 1031,
kod Swift: BPKOPLPW

NIP: 945-196-53-59

REGON: 120523222


Wszelkie prawa zastrzeżone
Kopiowanie materiałów zabronione
Copyright 2023 @ langugage-link.pl
tworzenie stron internetowych kraków
Strona wykorzystuje cookies. Pozostając na niej wyrażasz zgodę na ich używanie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. więcejX
X
Chcesz, żebyśmy do Ciebie zadzwonili?
Podaj nam swój numer telefonu
Proszę o kontakt